Na doświadczenie Varanasi zawsze zabraknie czasu. Planowaliśmy zostać tam 4 dni, ale jestem przekonany, że i po miesiącu, codziennie można przeżyć w tym miasteczku coś ciekawego.
Indy polecił nam spróbować specjalnego, jogurtowego napoju- lassi. Robi się go mieszając jogurt z wodą, dodając przypraw i/lub owoców.
Blue Lassi Shop (?Best lassi In Varanasi!?) miało w swojej ofercie Banana Lassi, Mango Lassi, Plain Lassi oraz Bang (Bhang) Lassi. Naszą uwagę przyciągnęła ta ostatnia odmiana. Zapytałem sprzedawcy- cóż to jest to Bang Lasii? ?No wiesz, to takie lassi, po którym dostajesz bang!?. Długo się nie namyślając, zamówiłem sobie jedno- w niewielkiej, ceramicznej miseczce otrzymałem chłodny, gęsty, mleczny napój. Bardzo smaczny, słodki i zabarwiony na zielono. Okazało się że do tej odmiany dodaje się mokrą kuleczkę- zawierającą marihuanę. ?Teraz, gdy już to wypiłeś, odczekaj godzinę. Po tym czasie będziesz chwalił Shivę w niebogłosy?. Dobrze się składało- trafiliśmy na coroczne, huczne obchody zaślubin Shivy z małżonką, w związku z czym pół miasta chodziło ?na bani?. Po godzinie zrobiło się ciekawie, choć- na szczęście- na tyle panowałem nad sytuacją, by pamiętać, że muszę również opiekować się żoną.
Gdy bang nieco zelżał, przeszliśmy się nad Ganges, przyglądać się ceremonii palenia ciał. To tutaj, w jednym z Ghats (Burning Ghat), codziennie dochodzi do ok. 200 kremacji. Do palenia ciał służy 5 różnych rodzajów drewna, które palą się w różnej temperaturze. Ciało zmarłej osoby przygotowuje się na bambusowych noszach, które owijane są kolorowym materiałem, jednak zarówno tworząc bambusowe nosze, jak i szaty dla zmarłej osoby, nie robi się żadnych węzłów ani zapętleń nici- by nie utrudniać uwolnienia się duszy po śmierci. Śmierć w hinduizmie nie jest tragedią- oznacza naturalne uwolnienie się duszy od ciała, by dać jej czas na wcielenie się w kolejne ?ciało?. Jeśli osoba za życia wykonała dobrą robotę- czyli taką, jaką należy robić, należąc do określonej kasty- może liczyć na inkarnację na wyższym poziomie.
Za każdym razem, gdy Jiva (czyli ta ?część? która podlega reinkarnacji) wciela się w kolejne ciało, ma szansę zebrać kolejne doświadczenia, by ostatecznie wyzwolić się od iluzji, jaką jest cały świat i uwolnić się z cyklu kolejnych wcieleń (osiągnąć mokshę).
Ceremonie palenia zwłok odbywają się w milczeniu. Najstarszy mężczyzna w rodzinie, lub syn zmarłej osoby, ma obowiązek przeprowadzić ceremonię. Po spaleniu ciała, symboliczną garść prochów, wraz z częściami które nie uległy spaleniu (klatce piersiowej i miednicy) wrzuca się do Gangesu. Osoba przeprowadzająca ceremonię odbywa rytualną kąpiel w rzece.
Bardzo, bardzo to odmienne doświadczenie od naszych pogrzebów. Widok palonych ciał, dziwny zapach w powietrzu, grupki mężczyzn odprawiających modły lub w milczeniu przyglądających się ceremoniom. Ciała biedniejszych ludzi, które- ze względu na niewystarczającą ilość drewna- nie dopalają się do końca. Święta Rzeka, w której Europejczyk dostrzeże masę zanieczyszczeń i zarazków, będąca zwieńczeniem fizycznego życia każdego z wyznawców hinduizmu. Ceremonie kremacyjne, ghaty i nabrzeże Gangesu w Varanasi, w najbardziej skondensowany sposób opowiadają historię o tym, jak bardzo odmienny świat można spotkać w Indiach. W Varanasi po raz pierwszy z taką siłą zdałem sobie sprawę, że moje spojrzenie na świat jest tutaj nieadekwatne, że wszystko opiera się na zupełnie innych zasadach. Że jesteśmy zupełnymi lamerami. Oj, nabrałem wtedy jeszcze więcej pokory!
Gdy wyrwaliśmy się z tej kremacyjnej hipnozy, poszliśmy z powrotem w kierunku zatłoczonych uliczek miasteczka- a tam odbywały się parady i ceremonie uświetniające rocznicę wesela Shivy. Mnóstwo ludzi na ulicach, kakofonia dźwięków, duchowni w uniesieniu smarujący czoła wiernym (i nam też) pomarańczową farbą. Zapachy jedzenia- czasem rozdawanego za darmo, byle wszyscy radowali się wspólnie! Po raz kolejny wciągnięto nas w weselne tańce, nagle zza rogu pojawił się wielki, 5metrowy słoń, wokół biegały dzieci, gdzieś obok stały 3 krowy?
Spacerując po Varanasi, uczestnicząc w mniej lub bardziej zrozumiałych dla nas ceremoniach (m.in. tzw Aarti, czyli codzienny ceremoniał ofiarowania ognia bóstwom), przyglądając się ekipom wspólnie śpiewającym pieśni- tak spędziliśmy nasze 4 dni w tym miasteczku.
Nie miała większego znaczenia kolejna Zemsta Hindusa, ani deszcz (właściwie niespotykany do tej pory w lutym). Złapaliśmy fajny flow, rozkminiając o co tu tak naprawdę chodzi? Nie doszedłem do żadnych rewolucyjnych wniosków. Wiem jednak jedno- kiedy po raz kolejny przyjedziemy do Indii, na pewno chciałbym znów przyjechać do Varanasi. To niebywałe miejsce.
W Walentynki, późnym wieczorem, udaliśmy się na dworzec- za 80RS pojechaliśmy moto-rikszą (czyli tzw. Tuk-tuk?iem). Pociąg dojechał do miejscowości Satna, do Khajuraho jedzie dalej tylko taxi.
I jeszcze bonus: pełny ceremoniał przygotowywania Bhang Lassi
You can leave a response, or trackback from your own site.